DIALOG, A MIŁOŚĆ NIEPRZYJACIÓŁ

 

Dn. 25 lutego 2023 odbyło się spotkanie animatorów Ośrodków Spotkań Małżeńskich na Ukrainie zatytułowane „Miłujcie nieprzyjaciół waszych”. Spotkanie odbyło się zdalnie i uczestniczyło w nim ok. 75 osób – małżeństw, kapłanów i sióstr zakonnych, zarówno z grekokatolickiej, jak i rzymskokatolickiej gałęzi Stowarzyszenia.

 

Celem spotkania była refleksja nad znaczeniem duchowości i charyzmatu Spotkań Małżeńskich w czasie wojny. Uczestnicy rozeznawali, w jaki  sposób wypracowane w Spotkaniach Małżeńskich zasady dialogu wraz z całą duchowością i charyzmatem Spotkań Małżeńskich mają zastosowanie w czasie wojny. Spotkanie poprzedziło staranne przygotowanie. Inspiracją tych przygotowań było nasze rozważanie pt. „Spotkania Małżeńskie w czasie wojny”. Natomiast na samo spotkanie złożyły się wypowiedzi Marty i Andreia Svystunów, aktualnych zastępców Liderów Dzieła Spotkań Małżeńskich, o. Ivana Guni, animatora Spotkań Małżeńskich w Eparchialnym Ośrodku naszego Stowarzyszenia w Tarnopolu, oraz s. Chrystofory Busztyn, przeoryszy prowincjalnej Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Niepokalanej Maryi Panny, Prowincji Miłosierdzia Matki Bożej na Ukrainie,   animatorki Spotkań Małżeńskich w Kijowie.

Po ich wprowadzeniu był czas na dialog w małżeństwach, a następnie praca w grupach, po której uczestnicy dzielili się swoimi świadectwami.

 

W niniejszym zeszycie zamieszczamy przede wszystkim wypowiedzi, które złożyły się na bezpośrednią refleksję podczas spotkania oraz zanotowane wypowiedzi uczestników podczas dzielenia się. Dołączamy również nasz tekst wprowadzający, a także świadectwo s. Erotei Soroka ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Niepokalanej Maryi Panny,  animatorki Spotkań Małżeńskich w eparchialnym Ośrodku w Kijowie, przedstawione podczas Międzynarodowego Zjazdu Animatorów Spotkań Małżeńskich w  Gdańsku 11 września 2022 r., które wpisuje się w tematykę prezentowanego spotkania.

Wszystkie wypowiedzi podpisane imionami i nazwiskami zostały autoryzowane.

 

Irena i Jerzy Grzybowscy

 

 

SPIS TREŚCI

 

„SPOTKANIA MAŁŻEŃSKIE” W CZASIE WOJNY, Irena i Jerzy Grzybowscy

JAK MIŁOWAĆ NIEPRZYJACIÓŁ? Marta i Andrei Svystuny

MÓJ MAŁY EGZORCYZM, s. Chrystofora Busztyn SNMP

DOŚWIADCZENIE Z FRONTU, o. Iwan Gunia

WZRASTAM JAKO OSOBA I UCZĘ SIĘ ŻYĆ DIALOGIEM, s. Erotea Soroka SNMP

ŚWIADECTWA UCZESTNIKÓW

KILKA SŁÓW NA ZAKOŃCZENIE, Irena i Jerzy Grzybowscy

 

 

Irena i Jerzy Grzybowscy

SPOTKANIA MAŁŻEŃSKIE W CZASIE WOJNY

Wielką radość sprawiają nam wiadomości o przeprowadzanych weekendach Spotkań Małżeńskich, o spotkaniach Małych Grup, o Wieczorach dla Zakochanych i w krajach objętych wojną. Wielką radość sprawia nam zapał i zaangażowanie, jakie tchną z  listów, a zarazem determinacja w kontynuowaniu działalności. To wielka Boża radość! Niech siła płynąca z przeżywania dialogu w małżeństwie własnym, w małżeństwach uczestników rekolekcji, w parach przygotowujących się do małżeństwa, pozwala przezwyciężać dramatyczne sytuacje w Waszych krajach. Niech będzie – jak to niedawno określił jeden z animatorów na Białorusi – znakiem nadziei na lepsze czasy!

Wiemy jednak, że pojawiają się także pytania trudne i różne wątpliwości. Jak w sytuacji wojny działają zasady dialogu? Jak słuchać, rozumieć, dzielić się sobą i przebaczać, gdy w rodzinach i wśród znajomych ludzie są torturowani, zabijani, a tysiące innych zostało zmuszonych do opuszczenia ojczyzny? Nie są to pytania obojętne, gdyż  odpowiedź na nie dotyka istoty naszego chrześcijaństwa, wierności Ewangelii. Zasady dialogu stają się szczególnie aktualne w warunkach wojny i pomagają tę wierność Ewangelii zachować.

Uczucia lęku i nienawiści, zgrozy, oburzenia, skrzywdzenia, rozpaczy, są normalną i zrozumiałą spontaniczną reakcją na przeżywane wydarzenia. Przekładają się często na pragnienie zemsty i odwetu. Ale czasem także na pragnienie ucieczki od problemu. Nie można tych uczuć, a szczególnie nienawiści i lęku, spychać do podświadomości, ale trzeba je nazwać i mieć pod kontrolą. Jest bowiem moralna różnica pomiędzy przeżywanym uczuciem, a podejmowaną postawą i decyzją. Dlatego także w czasie wojny niezwykle ważna jest dojrzałość emocjonalna. A rozeznawanie podejmowanych decyzji w oparciu o zasady dialogu wypracowane w Spotkaniach Małżeńskich nadaje tym decyzjom wymiar postępowania chrześcijańskiego. Nawet jeżeli jest to walka z bronią w ręku. To może być nawet droga do doskonałości chrześcijańskiej.

Do takiego postępowania potrzebny jest dialog z Panem Bogiem  Wsłuchujmy się w Jego słowa, próbujmy je zrozumieć w aktualnej sytuacji.

Biblijne drogowskazy

Szczególnie ważne, ale i zaskakujące w warunkach wojny mogą się wydawać słowa Jezusa „Miłujcie nieprzyjaciół waszych” (Mt 5,38-48). Mamy miłować nieprzyjaciół  jako osoby, a nie akceptować zło, które czynią. Jezus nie tylko nakazał swoim uczniom zwyciężać nienawiść miłością, lecz także zapowiedział im, że jeśli chcą do Niego należeć i naśladować Go, będą musieli liczyć się z nienawiścią innych (J 15,19).  Słowa „nie stawiajcie oporu złu”, które poprzedzają „Miłujcie nieprzyjaciół waszych” interpretujemy jako nieodpowiadanie nienawiścią na nienawiść, co nie oznacza rezygnacji z obrony własnej, wręcz ją uszlachetnia, podnosi jej godność.

Jedne z ostatnich słów Jezusa dotyczyły oprawców, którzy Go torturowali, skatowali i zamordowali: „Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). Ci oprawcy, a także ich zwierzchnicy, po ludzku dobrze wiedzieli, co czynili. Tak im się zdawało, ale prawda była inna. Często dzisiaj zwraca się dzisiaj uwagę na uznanie prawdy, jasne określenie sprawiedliwości, żal za grzech i pokutę jako warunki przebaczenia agresorom. Słusznie, bo Jezus powiedział „Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu!” (Łk 17,3). A więc, jeśli żałuje, jeśli czyni pokutę. Przebaczenie w psychice ludzkiej ma jednak swego rodzaju stopniowanie. To proces duchowy. Jezus, wypowiadając na krzyżu prośbę do Ojca „przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, nie pytał ich czy żałują, że Go ukrzyżowali. Prosił bezwarunkowo. Nie zmienia to potrzeby ludzkiej sprawiedliwości i sądu Bożego. Bo tylko miłosierny Bóg może wniknąć w serce człowieka otumanione propagandą i nie potrafiące w danym momencie przeciwstawić się złu. Tego rodzaju przebaczenie oznacza przede wszystkim wyrzeknięcie się zemsty, co nie przeczy konieczności obrony.

Podobne przeslanie niesie scena ukamienowania Szczepana, którego ostatnie słowa były skierowane do Boga: „Nie poczytaj im tego grzechu” (Dz 7,60). A wśród tych, którzy akceptowali to ukamienowane był późniejszy Apostoł Narodów.

Kolejne miejsce to prośba Abrahama o ocalenie Sodomy dla dziesięciu sprawiedliwych. Szukamy dziś – i znajdujemy – w krajach agresorów dziesięciu, a na szczęście jest ich nawet więcej, sprawiedliwych. Razem z nimi przeżywamy słowa Jezusa, że Bóg wybrał nas z tego świata (J 15,16). I mówi do nas z Ikony „Trwajcie w miłości Mojej” (J 15, 9b).

Rozumiemy trudne uczucia, jakie pojawiają się w tych, którzy zostali dotknięci agresją. Rozumiemy trudne uczucia związane z śmiercią bliskich osób poległych w obronie ojczyzny, a nieraz bestialsko zamordowanych przez agresorów. Tym niemniej staje przed wszystkimi z rodziny Spotkań Małżeńskich wyzwanie do radykalnego opowiedzenia się jako uczniów Chrystusa. Tego wymaga dialog jako droga duchowości i droga do świętości. Żywienie uczuć nienawiści, postawa nienawiści przeczy nauczaniu Chrystusa. Winni agresji, zbrodni ludobójstwa powinni zostać ukarani już tu na ziemi, ale sąd ostateczny ich dusz należy do Boga, nie do nas.

Nie mamy też moralnego prawa uogólniać, że wszyscy Rosjanie są bandytami i że nienawiść mają w genach, jak często słyszymy. Św. Piotr wypowiedział znamienne słowa, że „w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,35). Jest wielu takich Rosjan. Wraz z nimi tworzymy wspólnotę w duchu słów św. Piotra, że w Chrystusie jesteśmy ludem Bożym (por. 2P, 1-10).

Nasuwa się tu pewna analogia z sytuacjami podczas II wojny światowej. W okresie rządów Hitlera było w Niemczech wielu przeciwników hitleryzmu. Między innymi ks. Joseph Metzger, duchowny katolicki, który za swą opozycyjną postawę w okresie III Rzeszy został uwięziony, a następnie stracony. Obecnie trwa proces jego beatyfikacji. Takich osób było w Niemczech więcej. To byli ci, którzy „bali się Boga i postępowali sprawiedliwie”. Oficjalny luteranizm w Niemczech popierał wojnę, ale znany teolog luterański, Dietrich Bonhoeffer, stworzył wspólnotę antyhitlerowską opartą na nauce Ewangelii. Poniósł śmieć z rąk hitlerowców. Dziś oficjalna Cerkiew prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego w Rosji popiera agresję na Ukrainę, ale zarówno w Rosji jak i na Białorusi są  przeciwnicy tej agresji. To oni są wierni Ewangelii. Za swoją postawę wielu z nich płaci więzieniem.

Ale nawet ci, którzy ulegają kremlowskiej propagandzie są potencjalnymi kandydatami do życzliwego nastawienia do Ukraińców. Mamy się za nich modlić. Wśród nich może być Szaweł z Tarsu – nawrócony zbrodniarz.

Mówi się dzisiaj sporo, że na przebaczenie agresorom trzeba poczekać. W skali powszechnej, między narodami pojmowanymi globalnie, jest to na pewno kwestia pokoleń. Ale w pojedynczych indywidualnych sytuacjach jest to możliwe nawet dzisiaj.

Konieczność obrony

W encyklice „Evangelium vitae” Papież Jan Paweł II pisze: „Zdarza się niestety, że konieczność odebrania napastnikowi możliwości szkodzenia prowadzi czasem do pozbawienia go życia. W takim przypadku spowodowanie śmierci należy przypisać samemu napastnikowi, który naraził się na nią swoim działaniem” (EV. 55). Jeśli zatem dla skutecznej obrony nie ma innego sposobu unieszkodliwienia napastnika, broniący się nie ponosi odpowiedzialności za śmierć agresora. Ta zasada odnosi się nie tylko do przypadków indywidualnych. Obowiązuje także na płaszczyźnie życia społecznego. Państwo ma obowiązek bronić życia swoich obywateli. Sięgnijmy do Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji sprawujący prawowitą władzę mają prawo uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną ich odpowiedzialności” (KKK. 2265). A wcześniej: „Miłość samego siebie pozostaje podstawową zasadą moralności. Jest zatem uprawnione domaganie się przestrzegania własnego prawa do życia. Kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać swemu napastnikowi śmiertelny cios: Jeśli ktoś w obronie własnego życia używa większej siły, niż potrzeba, będzie to niegodziwe. Dozwolona jest natomiast samoobrona, w której ktoś w sposób umiarkowany odpiera przemoc. Nie jest natomiast konieczne do zbawienia, by ktoś celem uniknięcia śmierci napastnika zaniechał czynności potrzebnej do należnej samoobrony, gdyż człowiek powinien bardziej troszczyć się o własne życie niż o życie cudze (Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, 64, 7), (KKK 2264).

 

Od nienawiści uchroń nas, Panie

Polski harcerz Jan Ramocki ułożył w czasie wojny z hitlerowskimi Niemcami modlitwę, której jedna ze zwrotek brzmiała:

Uchroń od zła i nienawiści.
Niechaj się odwet nasz nie ziści.
Na przebaczenie im przeczyste
Wlej w nas moc,  Chryste.

Nie przeczyło to temu, że Jan  Ramocki z bronią w ręku walczył z Niemcami. Poległ w Powstaniu Warszawskim w 1944 r. Jego słowa podjął słynny polski piosenkarz okresu walki z komunizmem: Jacek Kaczmarski. W refrenie jednej z piosenek powtarzał: „od nienawiści uchroń nas, Panie”.

Św. Paweł wciąż do nas mówi: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Działalność Spotkań Małżeńskich, szczególnie w krajach, których władze  popierają  agresję na Ukrainę, jest szczególnym przejawem zwyciężania zła dobrem. Nasze rekolekcje, nasza praca formacyjna, to cząstka maleńka nawrócenia Rosji, o którym mówiła Matka Boska w Fatimie. Nie jest to nawrócenie masowe, ale indywidualne w poszczególnych osobach. Prowadząc Spotkania Małżeńskie uczestniczymy w realizacji przesłania z Fatimy. Słowa różańca, o który prosiła Matka Boska, inspirują nasze ludzkie konkretne decyzje i działania. Podejmujmy je!

JAK MIŁOWAĆ NIEPRZYJACIÓŁ?

Marta i Andrei Svystuny

 

Pytanie, które w ostatnich miesiącach zadaje sobie każdy Ukrainiec brzmi: jak przeżyć   wojnę? Przypominam sobie różne epizody z wielu filmów o wojnie i zdaję sobie sprawę, że wiele z nich materializuje się teraz na naszej ziemi. I świadomość tego mnie przeraża. Powstający strach pomaga mi zrozumieć, że człowiek jest istotą słabą. Do tej pory żyliśmy, planowaliśmy i budowaliśmy naszą przyszłość jako pewni siebie, silni, inteligentni ludzie. Wiedzieliśmy, że żyjemy w cywilizowanym świecie, że możemy się obronić. A 24 lutego 2022 roku w pewnym momencie cała nasza pewność siebie została złamana. Przez ostatni rok   zadawaliśmy sobie pytania: Jak radzimy sobie z uczuciem gniewu? jak zamienić strach przed wojną w bojaźń Bożą? jak traktować wrogów Co znaczą słowa Jezusa „miłujcie waszych nieprzyjaciół” w kontekście wojny na Ukrainie?

Czy ten temat jest „na czasie”?

Podczas długich przygotowań do tego spotkania oboje wielokrotnie zadawaliśmy sobie naturalne pytanie: „Czy ten temat miłości do nieprzyjaciół jest teraz odpowiedni? Czy on w ogóle jest teraz na czasie? I zdaliśmy sobie sprawę, że w naszym chrześcijańskim życiu nie możemy używać takich pojęć jak „na czasie” czy „odpowiedni moment”. W końcu modlitwa, służba bliźniemu czy miłość są ważniejsze niż jakakolwiek rutyna czy harmonogram. Co więcej, właśnie wtedy, gdy jest  najtrudniej (właśnie „nie na czasie”), taka refleksja ma wartość, bo wtedy podejmujemy wysiłek, by zgłębić temat, a nie unikać go.

Zastanawialiśmy się nad samym pojęciem „miłości do nieprzyjaciół” – co to dla nas oznacza?

Przede wszystkim kochać to znaczy czynić dobro samemu sobie. Nie chodzi o sentymentalne uczucia wobec wroga, który zabija nasz naród i niszczy wszystko wokół, bo to byłaby swego rodzaju perwersja. Trudno mi zrozumieć wezwanie Jezusa do „miłości nieprzyjaciół”, ponieważ słowo „miłość” najczęściej kojarzy się z uczuciami. Jednak kochać w Nowym Testamencie oznacza czynić dobro, a nie odczuwać podziw czy sentyment. W Ewangelii Łukasza, po wezwaniu do miłości, widzimy wyjaśnienie: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Łk 6,27). A jeśli ktoś nie chce zmienić naszego dobrego stosunku do niego, to Jezus radzi oddać takich ludzi Bogu: „módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,44), „błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was poniżają” (Łk 6,28). Ważne jest tutaj, aby zło nie ciągnęło nas w dół i nie niszczyło od środka, tak jak niszczy tych, którzy czynią zło: „Niech zło was nie zwycięża, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). A w słowach Jezusa: „nie przeciwstawiajcie się złu” (Mt 5,39) rozumiemy: „nie używajcie złych środków w walce ze złem” czyli: „nie dajcie się wciągnąć w krąg śmierci. ”

 

Ucieczka Jonasza i jego nawrócenie

Odpowiedzi na nurtujące mnie – Andreja –  dzisiaj pytania znalazłem w Księdze Proroka Jonasza. To przykład proroka Jonasza mówi mi, jak przeżywać dzisiejszą sytuację. W Księdze Jonasza Pan powierza Jonaszowi misję — aby udał się do miasta Niniwa i głosił kazanie, ponieważ „podniosła się ich złość przeciwko Mnie”. Jonasz jest zmuszony udać się do miasta, które jest dla niego ucieleśnieniem prawdziwej nienawiści i złości, ponieważ całkiem niedawno to imperium asyryjskie, którego centrum stanowiła Niniwa, zniszczyło jego rodzinne państwo, odebrało mu ziemię, być może zniszczyło jego rodzinę i przyjaciół. Teraz ma jechać na tamten obcy teren z całą nienawiścią w sercu do tych ludzi. Odpowiedź Jonasza nie jest słowna. Usłyszawszy głos Boga, zaczyna iść w zupełnie przeciwnym kierunku, niż Pan go posyła. Prorok Jonasz ucieka przed misją, ukrywa się na dnie statku. Potem zostaje wrzucony do wody i pochłonięty przez wzburzone morze.

Sytuacja Jonasza jest pod pewnymi względami podobna do tej, w której znajdujemy się dzisiaj. Wokół nas szaleje morze wojny, która nas przeraża, a jednocześnie często jesteśmy sami, w ciemności, czując strach i bezradność. Prorok, który chciał uciec przed Bogiem, ukryty jest w rybie tak głęboko, że wydaje mu się, że Bóg nie może go znaleźć. Dopiero gdy znajdzie się na dnie swojego strachu, wściekłości, złości, urazy, zrozumie, że naprawdę jest Ten, który go chroni i może pomóc mu się podnieść i wyjść z tej głębi. Dopiero wtedy, kiedy Jonasz zrozumiał, co jest jego misją, że jego zadaniem jest iść tam, gdzie nie chce iść, być z ludźmi, którzy są jego wrogami, dopiero wtedy Pan pozwolił tej rybie wyrzucić go na brzeg. Jonasz wyszedł i rozpoczął na nowo swoją drogę, swoją misję otrzymaną od Boga. A kiedy w końcu zaczął głosić, jego wołanie, ku jego wielkiemu zdziwieniu, poruszyło wszystkich mieszkańców Niniwy. Słowa Jonasza miały wpływ na ludzkie serca. Pan dotknął ich  przez niego, a ci ludzie, którzy w tym czasie należeli do największego i najkrwawszego imperium, zaczęli rozumieć, że coś jest nie tak z ich życiem. Postępowanie mieszkańców Niniwy, ich zrozumienie, doprowadziło do skruchy, od najmniejszego do największego. Nawet  król, ich władca, zszedł z tronu, zrzucił szaty i podobnie jak oni, zaczął pościć i żałować. Bóg widział ich czyny. Chwila skruchy doprowadziła do tego, że Pan zmienił zdanie o Niniwie. Postanowił się nad nią zmiłować, ale Jonaszowi się to teraz nie podobało. Jonasz spodziewał  się dla nich strasznej kary. A początkiem Bożej pedagogii dla Jonasza był powrót do jego własnej tragedii. Przede wszystkim musiał  zaakceptować to, co się stało, a co za tym idzie przyznać, że nie da się zmienić przeszłości. Trzeba więc budować nowe życie, odsuwając się od nowych realiów, ale ufając Bogu.

W Księdze Jonasza znajduję wiele podobieństw z sytuacją, której doświadczam dzisiaj, a także Boże zrozumienie wszystkich tych uczuć, których doświadczał Jonasz i których doświadczam ja… Tak, boję się. Z jednej strony dzisiejsze wydarzenia rozgrywające się na naszej ziemi budzą we mnie lęk. Tak, mam naturalną chęć schowania się, zostania, czekania. Jest to również charakterystyczne dla mojej ugodowości, jako cechy mojego temperamentu. Ucieczka jest też czasem naturalnym pragnieniem uniknięcia dialogu w chwilach nieporozumień między nami w małżeństwie… Ucieczka jest pragnieniem uniknięcia odpowiedzi na to, co się z nami dzieje, a nie odpowiedzi na wyzwania, jakie stawia przed nami Pan. Nieznane daje mi możliwość ponownego przemyślenia i zobaczenia, że ​​w swoim lęku mogę również spotkać Boga, który pozwolił na wszystko, co się dzieje i który czuwa nad nami. Mamy możliwość przekształcenia strachu przed wojną w strach przed Bogiem, który pomoże nam przezwyciężyć te trudne próby, które spadły na nasz naród. Tak, wojna wywołuje we mnie uczucie złości, oburzenia, nienawiści…

Kiedy widzę coś niesprawiedliwego, niemoralnego i podstępnego, wywołuje to we mnie uczucie odrzucenia, oburzenia. Kiedy na dodatek nadal nie mogę tego przezwyciężyć, ogarnia mnie złość. Intencje i działania naszych wrogów powodują ból, nienawiść i chęć zemsty w każdym z nas… Pamięć Jonasza o złu wyrządzonym jemu i jego ludowi jest ciężarem proroka, który uniemożliwia przebaczenie. Prorok nie chce zapomnieć, ale ten ciężar ciągnie go na samo dno – dosłownie i w przenośni. Pragnienie ujrzenia śmierci wroga okazuje się tak silne, że niszczy Jonasza, wypala go od środka, doprowadza nawet do zniszczenia rośliny, która daje mu cień, i do pragnienia śmierci dla siebie. Jonasz to zbiorowy obraz nas, współczesnych ludzi. Prorok ma własne wyobrażenie o Bogu i chce, aby Pan działał zgodnie z jego wyobrażeniami i planami. Ale Bóg jest Inny. Pan próbuje przekonać proroka, a przede wszystkim każdego z nas, o znaczeniu przebaczenia i akceptacji faktu, że Boża sprawiedliwość nie jest ludzka, ale pozostaje nieunikniona. I Jonasz otrzymuje największy dar – prawdziwą wiarę.

Przykład Jonasza uczy mnie przyjmowania swoich uczuć ze zrozumieniem. Złość, nienawiść, strach są naturalne, chęć ucieczki, wycofania, ukrycia się jest, przy moim temperamencie, naturalna, ale najważniejsza jest moja ostateczna reakcja. Zdaję sobie sprawę, że nasi wrogowie, ich imperium, ich władcy są stworzeniami Bożymi. Jednak rozumiem też, jakiego ducha mają teraz, skoro uznali, że są wyżsi od Boga, zlekceważyli piąte przykazanie „Nie zabijaj”, a ich złość wzniosła się aż do Boga. Ale Bóg pragnie ich nawrócenia, pokuty. Jako miłosierny Ojciec czeka na nich w swoim domu… I tego też im szczerze życzę. Tak, miłość do nieprzyjaciół oznacza dla mnie pragnienie czynienia dobra, pragnienie nawrócenia naszych wrogów, pragnienie ich pokuty, pragnienie sprawiedliwego sądu Bożego za ich czyny.

W moim stosunku do wrogów Bóg, podobnie jak Jonasz, daje mi możliwość skrystalizowania mojej wiary, jak to ziarnko gorczycy, o którym później będzie mówił Chrystus. Tylko nasza wiara może nas wesprzeć w tych niezwykle trudnych chwilach życia. Dzisiaj Bóg nie posyła mnie, abym dosłownie głosił nawrócenie wrogom mojego państwa, ale moje głoszenie jest moim życiem, moimi czynami, moimi wypowiedziami, moim zrozumieniem, moim pragnieniem czynienia dobra… Moje głoszenie jest moim dialogiem z innymi ludźmi, kiedy mogę więcej słuchać, więcej rozumieć, więcej dzielić się, a co najważniejsze, moją misją jest wybaczanie…

 

Zaakceptować wrogów jako ludzi

 

Praca nad dialogiem na rekolekcjach, spotkania porekolekcyjne przyniosły mi (Marta)  zrozumienie, że trudności w dialogu zaczynają się wtedy, gdy: 1) porównujemy się z innymi ludźmi, 2) kiedy myślimy o tym, co ktoś potrzebuje zmienić, a nie o zmianach we mnie. I doskonale wiemy z licznych świadectw uczestników rekolekcji o odkryciu, jakiego dokonali podczas weekendu: „Poszedłem/pojechałem na rekolekcje z mocnym zamiarem zmiany żony/męża, ale zdałem sobie sprawę, że muszę się zmienić” Doświadczenie rekolekcji dawało małżonkom nadzieję.  Nawet w najgłębszym kryzysie, doznali swego rodzaju nawrócenia… I możemy to doświadczenie w pełni wykorzystać nawet w czasie wojny… Zrozumiałem, że moja miłość do wrogów musi zaczynać się od tego, że nie porównuję siebie, nas z nimi i nie myślę o tym, co oni potrzebują w sobie zmienić – zaczynam od siebie, prowadzę ze sobą dialog, w moim małżeństwie, z Bogiem, we wspólnocie, z innymi ludźmi…

Porównywanie ludzi, różnicowanie, oceny prowadzą do nieporozumień, konfliktów, kryzysów, zerwania dialogu… Ktoś został w Ukrainie, ktoś wyjechał… Ktoś ukrywa się przed mobilizacją, ktoś zgłosił się na ochotnika… Ktoś angażuje się w wolontariat,   ktoś stracił majątek, a ktoś jeszcze gorzej, bo bliskich, a ktoś prochu wojny nawet nie powąchał… Ktoś ma pracę, a ktoś stracił ją przez wojnę… Jeden ma w domu światło, a drugi nie zawsze… A takich okazji do porównań jest wiele… Staram się je wyrzucić z swojego życia. A zrozumienie moich niezaspokojonych potrzeb akceptacji, uznania i bycia kochaną (Marta)  daje mi możliwość zrozumienia podobnych potrzeb psychicznych u innych ludzi…

Kim są nasi dzisiejsi wrogowie? Czy tylko ci Rosjanie, którzy nas atakowali, zabijali, rabowali, gwałcili, wysyłali rakiety, którzy planują zniszczyć nas jako naród? A może ci Białorusini, którzy popierają rosyjski reżim i ułatwiają odloty samolotów, produkcję broni, rozmieszczenie obcych armii? Albo ci Ukraińcy, którzy wspierali okupantów w czasie okupacji? Pamiętam rozmowę z koleżanką z pracy, która przeżyła okupację w Obwodzie Kijowskim i jak płakała, mówiąc, że najbardziej ją bolało, kiedy niektórzy z jej sąsiadów zdradzali okupantom  domy bogatszych mieszkańców,  domy działaczy ukraińskich, domy tych, którzy walczą w Siłach Zbrojnych… Są niejako nasi, wrogowie czy nie? Albo ci, którzy są u władzy, czerpią zyski z pomocy humanitarnej, defraudują publiczne środki na zakupy dla wojska – to przyjaciele czy wrogowie?

Moją miłością do takich ludzi jest zaakceptowanie ich jako istot ludzkich, takich jak ja, stworzonych przez Boga, ale potępienie wszystkich haniebnych niemoralnych czynów, które popełniają. Jest moim nieustannym pragnieniem ich nawrócenie, a także pragnienie sprawiedliwego i miłosiernego sądu Bożego nad nimi… Ale ja, Marta, nie mogę być tą, który rzuci w nich kamieniem, bo tak nie zrobiłby Jezus.

Nie mogę nazwać wrogami i rzucić kamieniem w tych Rosjan, którzy w czasie wojny pisali do mnie, do nas, płakali razem z nami, wspierali nas w modlitwie, w intencjach pomocy… Te przejawy ich miłości wywołały we mnie jedynie wzruszenie. Kiedy zobaczyłam, że jeden z moich znajomych w Rosji po rozpoczęciu wojny zaczął używać w Messengerze wiadomości, które z czasem znikają, pomogło mi to uświadomić sobie warunki strachu i niepewności, w jakich żyją, i wzbudziło to tylko uczucie współczucia i smutku…

Zanim zacznie się oceniać, trzeba najpierw przypomnieć sobie zasady dialogu… To zawsze jest dla mnie trudne. Kiedy widzę za granicą młodych mężczyzn poniżej 60 roku życia, kiedy spotykam wielu Ukraińców, którzy nadal mówią po rosyjsku… Moja pierwsza reakcja: ocena, potępienie…

Tak, bardzo łatwo jest potępiać i oceniać, ale czy Chrystus nakazał mi w taki sposób kochać bliźniego? Próbując pomóc im rozwiązać ich problemy, mam okazję wysłuchać ich historii, odkryć ich wyzwania, zrozumieć ich sytuację życiową i lepiej ich zrozumieć… I zamiast ich oceniać, cieszę się, kiedy próbują ze mną rozmawiać po ukraińsku. Gdy w tym roku wybraliśmy się na kolędowanie, na przystanku uczyliśmy się kolęd, a w naszej grupie byli dorośli Ukraińcy z Chersonia, Zaporoża, Charkowa, którzy po raz pierwszy w życiu kolędowali… W tym momencie poczułam wielkie uniesienie, podniecenie, podziw dla jedności naszej społeczności. A pielęgnowanie takich uczuć jest dla mnie przejawem miłości bliźniego…

Zrozumienie temperamentów pomaga mi zrozumieć, jakie wyzwania, zagrożenia w stosunku do wrogów mają ci, którzy są wojowniczy. Rezultatem może być bardzo silna nienawiść, chęć zemsty, zwycięstwo własnej prawdy. Jednocześnie pewna obojętność jest zagrożeniem dla ugodowych:   to nie moja sprawa i mnie nie dotyczy… Moja emocjonalność w czasie wojny objawia się bardzo „szybkimi łzami” – potrafię się rozpłakać nawet jak ktoś pyta ja skąd pochodzę… Natomiast tym, którzy przeżywają emocje, ale ich nie ujawniają, tłumią w sobie,  jest chyba dużo trudniej. Wojna zaostrzyła nasze reakcje. Doświadczenie dialogu naszej wspólnoty pomaga mi zrozumieć sytuacje nieporozumień, wychodząc od dialogu z samym sobą, zrozumienia moich uczuć i niezaspokojonych potrzeb bezpieczeństwa, uznania, przynależności, autonomii i innych. A dzięki zrozumieniu moich uczuć, moich potrzeb, mogę lepiej zrozumieć uczucia i potrzeby innych ludzi…

W czasie wojny miałam (Marta) głębokie nieporozumienie z księdzem, przeżyłam konflikt z jednym z małżonków i to wywołało we mnie przypływ nieprzyjemnych uczuć… Pierwsze pragnienie: obrazić się, machnąć ręką, uciec, wycofać się albo wyciąć te osoby z mojego kręgu znajomych… Ale potem wykorzystałam swoje doświadczenie zdobyte na Spotkaniach Małżeńskich. Zwłaszcza   zrozumienie tematu o płaszczyznach dialogu pomogło mi zrozumieć ludzi, z którymi miałam konflikty. Zadałam sobie pytanie: co chcieli mi powiedzieć? do czego mnie wezwali? jak mnie postrzegali? A co oni chcieli o sobie zasygnalizować? Pomogło mi to uświadomić sobie ich niezaspokojone potrzeby i zaakceptować je – bez oceniania i bez osądzania… Droga Krzyżowa Jezusa jest dla mnie przykładem najwyższej miłości do nieprzyjaciół. Jezus na krzyżu, po obu stronach dwóch zbójców. Jezus nie porównuje się z nimi, nie mówi: ludzie, pamiętajcie, jak możecie porównywać moje cierpienie z ich cierpieniem, nie zrobiłem nic, co ci zbójcy… Czeka na ich skruchę i przyjmuje jednego z nich „dzisiaj będziesz w raju”… Jezus nie przeklina swoich oprawców, nie wylewa na nich swojego bólu, wszystkich przykrych uczuć, jakich w tej chwili doznają.   Z wielką pokorą przyjmuje to, co przygotował dla Niego Bóg Ojciec… Takiej miłości ja pragnę dla moich nieprzyjaciół, wiedząc, że mam jej mniej niż ziarnko gorczycy.

Akceptacja sytuacji pomaga mi realizować moje powołanie jako animatora, gdyż wszyscy dobrze wiemy, że to słowo pochodzi od słowa „anima”, czyli dusza. A my jesteśmy tymi osobami, które są wezwane do ożywienia relacji w swoim małżeństwie,  w naszym Ośrodku i we wspólnocie uczestników. Zrozumiałam, że codziennie czytając straszne wiadomości, przeżywając stratę przyjaciół, nie mogę nieść tego innym – siać zła, nienawiści, paniki… Moją misją jest być tą, która ożywia, a nie zabija – relacje, wiarę, dialog… Nasi wrogowie dokonali i dokonują wyboru. A moim wyborem jest mój stosunek do nich… I zdałam sobie sprawę, że ukrywanie ciężkich uczuć nienawiści, złości, wściekłości, wstrętu zatruwa moją duszę i niszczy moje serce. A jeśli pragnę zbawienia, czy będę mogła je uzyskać z takimi uczuciami, ocenami, osądami? Łatwo jest kochać tych, którzy nas kochają… O wiele trudniej jest kochać tych, którzy nas nienawidzą… Moja miłość do nieprzyjaciół jest moją wiarą w sprawiedliwość sądu Bożego. Ale pierwszą rzeczą, o którą muszę się martwić, jest to, kim będę dla nich. „Nawracajcie się, bo bliskie jest Królestwo Boże”… Ten fragment Biblii oznacza dla mnie, że muszę zajrzeć w głąb siebie, zrozumieć siebie, zrozumieć swoje potrzeby, zrozumieć swoje uczucia i pielęgnować to najważniejsze przesłanie Chrystusa: „Trwajcie w mojej miłości”…

 

Życzymy im nawrócenia

Dlatego miłość ze względu na Boga, ze względu na przykazanie Boże, jest godna nagrody?  Wspinając się coraz wyżej po drabinie chrześcijańskiej doskonałości, dojdziemy do najwyższego i zarazem najtrudniejszego dla człowieka przykazania miłości nieprzyjaciół. Tym przykazaniem Jezus kończy pierwszą część swojego Kazania na Górze. Zrozumiałem (Andriej) też, że ważne jest rozróżnienie relacji międzyludzkich i międzynarodowych. Rozumiemy, że słowa Jezusa w żaden sposób nie sugerują, że nasze państwo i jego przedstawiciele powinni lekceważyć zło lub je tolerować. Jak na poziomie osobistym nasi obrońcy, widząc, że ktoś zamierza zabić ich lub ich bliskich, powinni powstrzymać takie osoby, a to im wyjdzie na dobre, żeby ostatecznie nie zrujnowali sobie duszy. Tym samym państwo jako całość ma nie tylko prawo, ale i obowiązek użycia siły w celu powstrzymania przemocy.

Rozumiemy więc wezwanie do miłości nieprzyjaciół na dwóch różnych poziomach – osobistym (czyli w relacjach osobistych) i społecznym: zobowiązania państwa wobec wszystkiego, co zagraża jego obywatelom. Państwo musi karać terrorystów. Państwo nie może pozostawić bezkarnego ludobójstwa Ukraińców dokonanego przez Rosję w Buczy, Irpieniu, Mariupolu i Iziumie. Państwo musi stanąć w obronie ofiar i ich rodzin. Państwo musi dbać o sprawiedliwy proces, bo jego zadaniem nie jest przebaczanie przestępcom, ale ich karanie. A dzisiaj myślimy o miłości do wrogów w życiu osobistym i relacjach osobistych. Jeśli nasi wrogowie robią to, co jest sprzeczne z sumieniem, kierujemy się tym, czego uczy Pismo Święte: „Musimy być bardziej posłuszni Bogu niż ludziom!” (Dz 5, 29). Przychodzimy do Boga, aby czerpać z Niego jak ze źródła życia. Wszyscy mamy własne, unikalne naczynia o różnych rozmiarach, kształtach i właściwościach. Bóg hojnie napełnia wszystko i dokładnie tyle, ile każdy z nas potrzebuje. A potem Bóg zapyta każdego, jak wykorzystaliśmy otrzymane życie. Naszym celem jest zawierzenie Bogu całym naszym życiem, ponieważ Bóg jest zawsze z nami, przede wszystkim z tymi, którzy są niesprawiedliwie potępieni i cierpią. A nasza miłość do naszych nieprzyjaciół polega na tym, aby oni także byli z Bogiem, aby czerpali z tego źródła życia. Życzymy im nawrócenia, pokuty i sprawiedliwego sądu Bożego. Ale przede wszystkim myślimy o tym, jak  sami przed Nim staniemy…

 

MÓJ MAŁY EGZORCYZM

  1. Chrystofora Busztyn SNMP

 

Dziś, myśląc o Chrystusowym przykazaniu miłości nieprzyjaciół, przypominam sobie następujący fragment z Biblii:

Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.  Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni.  Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie (Rz 5,6-10).

 

Te słowa z Pisma Świętego przypominają mi, że z powodu grzechu my sami jesteśmy nieprzyjaciółmi Boga, za co On zapłacił najwyższą cenę ofiary Swego Syna. Jednak zło nie jest nieskończone. Po gwałtownej ciemności Wielkiego Piątku nadchodzi zwycięski świt Niedzieli Zmartwychwstania. To pomaga mi ufać Bogu Ojcu. Przecież za każdym razem na spowiedzi otrzymuję przebaczenie i miłość.

Nie jestem na linii frontu i nie wiem, jak bym zareagowała  w sytuacji bezpośredniego ostrzału, ale staram się nie panikować i modlić się za tych, którzy są na pierwszej linii. Staram się nie czytać zbyt wielu szczegółów i wiadomości wojennych, tylko te najbardziej potrzebne. Staram się nie przekazywać innym negatywnych wiadomości, nie siać rozpaczy i paniki. Wiem, że pogrążając się w trudnych wiadomościach łatwo mogę wpaść w „traumę świadka”, więc staram się nie karmić swoich lęków i złości.

Mam też inne doświadczenia, w których trudno mi było zaakceptować pewne okoliczności i decyzje, które wywoływały u mnie złość i gniew. Szukałam pomocy w dialogu z Bogiem, w nazywaniu swoich uczuć. Ruch „Spotkania Malzenskie” pomógł mi być bardziej uważną na swoje uczucia, być w kontakcie ze swoimi doświadczeniami i móc dzielić się nimi z innymi. Szukałam też pomocy w dialogu z kapłanem i z psychologiem. Spowiedź jest dla mnie małym „egzorcyzmem”, w którym mogę zrezygnować z pragnienia podsycania  zranionych uczuć lub urazy.

 

 

 

DOŚWIADCZENIE Z FRONTU

  1. Iwan Gunia

Wypowiedź spisana z nagrania. Zachowano styl języka mówionego.

 

Moje doświadczenie bycia tutaj na froncie, a także wcześniejsze doświadczenia pracy z jeńcami, zwracania rodzinom  ciał zmarłych, skupiają moją uwagę na ważnych rzeczach, takich jak te, które pojawiają się dzisiaj, zwłaszcza w okresie Świąt Bożego Narodzenia. To jest Chrystus, do którego spieszą  pasterze, do którego mędrcy idą z daleka, aby ujrzeć Boga. Po pierwsze, zanim powiem coś o zrozumieniu miłości do nieprzyjaciół, chcę powiedzieć o Tym, który nas umiłował, o Bogu, który stał się człowiekiem, który stał się dzieckiem. A św. Jan Ewangelista mówi, że Bóg z wielkiej miłości do nas, z wielkiej miłości do świata pozwolił swojemu Jednorodzonemu Synowi stać się człowiekiem, żeby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Obecnie można mówić o miłości, patrząc na Boga, który kocha. A po drugie – zrozumieć, że miłość to życie. Ponieważ wszystko, co powstało na świecie, powstało z miłości. Bo Bóg jest miłością.

 

Czasem chcę krzyczeć: Boże, gdzie jesteś?

Z Jego miłości wszystko powstało. Dlatego, kiedy chcę coś powiedzieć o miłości, przede wszystkim kontempluję Boga. Bo czasem są chwile, kiedy chcesz się podzielić jakimiś uczuciami, czasem chcesz krzyknąć: Panie, gdzie jesteś? Boże, dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego nas zostawiłeś? Gdzie jesteś? I to są bardzo trudne uczucia, to jest stan, w którym chcesz, żeby ci wrogowie dostali się do najgłębszego miejsca w otchłani, w piekle  i wszystko najgorsze, co można powiedzieć, chciałbym powiedzieć o wrogach… Ale kiedy myślisz o sobie, kiedy patrzysz na Boga, w Miłość Boga, rozumiesz przede wszystkim dla samego siebie, że wstydzisz się przyznać, że się boisz, masz w sobie lęk. Pierwszym uczuciem, które mnie kontroluje, w tej nienawiści, złości, które pozwala, by całe zło zagnieździło się w moim sercu, jest lęk – lęk przed śmiercią, lęk przed tymi, którzy czynią zło, strach przed tymi, którzy mogą odebrać mi życie. A potem zadaję sobie pytanie: gdzie jest moja wiara? Mówisz, że Jezus przyszedł, aby dać życie wieczne, że Jezus jest Panem i Bogiem, Tym, który daje życie, ale gdzie jest twoja wiara w to?

 

Nasi żołnierze są świadkami miłości

Z wielkim wstydem chcę powiedzieć, że dla mnie doświadczeniem wielkiej miłości są nasi żołnierze, którzy ocalają życie wrogowi. Nie dlatego, że chcą, żeby żyli, nie, walczą i bronią swojego życia i życia swoich bliskich, bronią i zabijają wrogów, ale są chwile, kiedy wróg się poddaje, kiedy wróg jest ranny i w przypływie wściekłości , bitwy, strachu i chęci zniszczenia wroga, emocje i rzeczywistość sięgają zenitu. I w tym momencie nikt nie myśli o słowie „miłość” ani o uczuciu miłości, ono nie istnieje, ale istnieje koncepcja życia. Bo miłość to życie. I wtedy wielkie bohaterstwo, wielka odwaga, wielki przejaw miłości jest wtedy, gdy człowiek w tym przypływie złości, wściekłości, strachu, nienawiści, pragnienia sprawiedliwej zemsty i wszelkich innych emocji zatrzymuje się i nie zabija, nie dobija wroga. I to jest dla mnie najwyższym wskaźnikiem człowieczeństwa i miłości.

W rzeczywistości chcę naśladować Chrystusa w swoim życiu i w ten sposób osiągnąć stan, w którym nie emocje, nie impulsy uczuć będą mną rządzić, ale prawdziwe życie, życie, w którym jest wartość. Życie, w którym się wie,  o co się walczy, po co się żyje. Kiedy patrzymy w oblicze i oczy Boga, w to światło, które nas oświeca, to inspiruje w nas Miłość. Miłość, która pobudza nas do pójścia za Chrystusem. A z mojego doświadczenia wynika, że ​​miłość do nieprzyjaciół nie jest przejawem miłych słów czy jakichś emocjonalnych gestów. Miłość  do nieprzyjaciół ma być przede wszystkim zachowana w Chrystusie, zachowana w Bogu. To najwyższe, co może być.

Dlatego teraz dla każdego z nas nadszedł czas, kiedy zaczynamy bardziej doceniać życie, a nie powierzchowne emocje – jakim językiem się komunikujesz? jakiej jesteś narodowości, jaki jest Twój zawód, jaki masz status społeczny? Najważniejszy jest fakt, że jesteś osobą. Osobą, która jest w moim życiu, w tym życiu, osobą, której Pan dał życie. I dlatego życie jest wielką wartością. A kiedy czynisz dobro, pomagasz, kiedy pokonujesz trudne uczucia – to jest miłość do nieprzyjaciół. Miłość, o której świadczą nam męczennicy i sprawiedliwi.

Wstyd się przyznać, było różnie. Były  takie chwili, kiedy modliłem się i mówiłem: Boże, ratuj mnie, ratuj mnie jako chrześcijanina, nie wiem, czy mogę być księdzem, bo serce mam pełne nienawiści, wściekłości, złości, serce moje rozdziera ból i cierpienie, ale proszę Cię: zachowaj mnie chociaż  jako chrześcijanina, nie odbieraj mi stanu Twojej obecności. A czasem mam ochotę krzyknąć: Boże, gdzie jesteś, dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego nas zostawiłeś? Ale Pan mówi: „Ja jestem, jestem tu, daję życie, patrzcie, jak ci ludzie sobie pomagają, jak wspólnie znoszą ciężary, cierpienie… Patrzcie, jak są gotowi oddać życie za swoją rodzinę, za swoich ukochanych, za swoje dzieci, za swój kraj, za swoich przyjaciół… Stoją tutaj, w tych nieludzkich warunkach, w nieludzkich okolicznościach, wiedząc, że ich życie może się skończyć w każdej chwili, ale są tutaj. Czy to nie jest Moja obecność, Moja Miłości? Czy nie widzicie jaką mają miłość, jaką miłość przeżywają i okazują tę miłość innym, pokonując strach, nienawiść, złość, która też dotyka ich serc, ale pokonują ją.”

Dlatego dzisiaj, kiedy mówimy o miłowaniu nieprzyjaciół, pierwszą rzeczą, którą robimy, jest spojrzenie na Jezusa, który nas kocha, który przyszedł do nas i który jest Bogiem. Bóg, który wszystko zmienia. Bóg, który daje nam życie. Który uczy nas żyć, być świadkiem tego życia, czerpać radość z tego życia, cieszyć się życiem, a to jest miłość, bo tylko ten, kto kocha, widzi piękno życia, cieszy się życiem i chce się nim dzielić, i pragnie swojego życia jest darem dla innych.

Dlatego prosimy Boga o taką miłość. Wszyscy potrzebują tego świadectwa miłości, także nasi nieprzyjaciele. Musimy walczyć o swoje życie, ale dajemy świadectwo naszemu życiu, naszemu człowieczeństwu, dajemy świadectwo, że kochamy życie i kochamy to, co jest życiem, i tym, co kochamy, zwyciężamy wszelkie zło. A nasi wrogowie potrzebują tego świadectwa miłości – do nawrócenia.

Będę się modlił do Pana, aby dał nam wszystkim zrozumienie wartości życia i abyśmy wzrastali w tej miłości do Boga. I okazali tę miłość wszystkim ludziom, a także naszym nieprzyjaciołom. Aby patrząc na nasze zachowanie, nasze życie, nasze świadectwo, naszą miłość, oni także zechcieli przyłączyć się do Boga, stać się wierzącymi, zostać chrześcijanami, stać się ludźmi. Niech Bóg błogosławi nas wszystkich!

 

Wysłuchać nawet wroga

Pierwsze sytuacje, na które zacząłem zwracać uwagę, miały miejsce w latach 2014-2015, kiedy pracowałem w obwodzie ługańskim. A dotyczyło to, że tak powiem, pracy z ludźmi, którzy albo byli separatystami, albo takimi, którzy w tamtym czasie nie postrzegali nas, Ukraińców, tak jak być powinno. To znaczy ,rozmawiałem tam też z Ukraińcami – nauczycielami, wolontariuszami, którzy pomagali, i po prostu lokalnymi mieszkańcami, a także z tymi, którzy byli przeciw nam lub nie akceptowali takiej sytuacji. W tamtym czasie sugerowałem, najpierw sam o tym pomyślałem, a potem zaproponowałem tym, z którymi razem współpracowaliśmy, żebyśmy wrócili do tego stylu, praktyki, która jest dobrze podkreślana w ruchu Spotkań Małżeńskich jako „najpierw słuchanie”. Słuchać, wysłuchać osobę, aby ją usłyszeć, a następnie podzielić się, dlaczego robimy to, co robimy. I znaleźć to, co jest prawdą. I to było całkiem skuteczne. Ale byli tacy proukraińscy ochotnicy, którzy podchodzili do tego agresywnie. Pierwszą rzeczą, którą z nimi zastosowałem, było, żeby mogli mówić, bo było wiele powodów, dla których należałoby potępić, a nawet ukarać tych ludzi. Tak więc chodziło mi o to, aby słuchać, dać tamtym ludziom możliwość wypowiedzenia się, wyrażenia, wysłuchania osoby, a następnie podzielenia się tym, co jest we mnie. To znaczy nie narzucać, tylko się dzielić… A potem, kiedy zaczęliśmy z tego korzystać, to z tych ludzi, którzy byli przeciw nam, większość   przyłączyła się do nas, przeszła na naszą stronę, poparła nas.

Druga sytuacja miała miejsce pod sam koniec 2015 i na początku 2016, kiedy rozmawialiśmy już o naszych jeńcach, ich powrocie, z miejscowymi “Afgańczykami”* mieszkającymi na terenach okupowanych i z tymi, którzy z nami walczyli. I przypomniałem też tę zasadę „najpierw słuchać, a potem mówić”. Wybraliśmy takie podejście, powiedzieliśmy, dlaczego przyszliśmy, ale słuchaliśmy tego, co mówią. Dlaczego to zrobili? Dlaczego widzą to w ten sposób? Dlaczego tego chcą? I wtedy już mówiliśmy, co myślimy, czego my chcemy i dlaczego to robimy… To znaczy, słuchanie, właściwie to jest bardzo trudne, tylko dlatego, że wiesz, co zrobili lub jakie są konsekwencje ich działań, to jest bardzo trudne i bolesne. Na początku było to bardzo bolesne i trudne, ale kiedy ciągle powtarzasz sobie „słuchaj, słuchaj, słuchaj… słuchaj, słuchaj, najpierw słuchaj… słuchaj do końca, pozwól osobie mówić, pozwól jej powiedzieć co jest w jej sercu, wczuj się w jej emocje i to, co jest jej prawdą, co tak naprawdę w niej siedzi, a potem mów”… I efekty były bardzo dobre.   Potem  uzgodniliśmy z nimi pewne procedury, które później stosowano przy wymianie jeńców.

Był też taki moment, kiedy przekroczyliśmy linię demarkacyjną, a na punkcie kontrolnym spotkali nas separatyści i zagrozili, że nas zastrzelą. I to było bardzo, bardzo trudne, nie wiem, przez co wtedy przechodziłem. Widziałem, że wszyscy leżeli na ziemi, a ja nie chciałem leżeć na ziemi – bo jestem księdzem, byłem w sutannie i z krzyżem, początkowo nie chciałem słuchać, co mówili. Ale kiedy przyszedł ich dowódca i zaczął mówić  wiele różnych rzeczy, po prostu przypomniałem sobie w tym momencie, że trzeba słuchać, słuchać tej osoby. I co było bardzo ważne, kiedy wyraził wszystkie swoje emocje i zaczął mówić to, co było dla niego prawdą, kiedy zakończył mówić i ze stanu emocjonalnego  przeszedł do rzeczywistości tu i teraz, to efekt końcowy był taki, że powiedział do nas: przepraszam, że tak się spotkaliśmy, chodź, kontynuujmy nasze spotkania, bo musimy je dokończyć. I było jeszcze wiele podobnych sytuacji.

 

Dialog jest trudny, ale efekty są

Takich przykładów mogę podać tysiące, ale ważne, że daje to efekt. Dialog kosztuje zdrowie, oczywiście kosztuje siły, wymaga dużo cierpliwości i zaufania – przede wszystkim zaufania do Boga, zaufania do siebie i zaufania do osoby, która jest przed tobą. Nawet jeśli jest to wróg, najpierw jest to osoba, a potem wszystko inne. I faktycznie jest to bardzo trudne, ale efekty są świetne.

Wiele rzeczy w Spotkaniach Małżeńskich jest bardzo ważnych, jeśli podejdzie się do nich właściwie, poważnie i uczciwie. Powiedziałbym, jeśli podejdzie się do nich w prawdzie. Daje to wtedy dobre rezultaty. Prawie zawsze. W negocjacjach ważne jest rozumienie tego, że nie można dojść do porozumienia bez oparcia się na podstawach życia chrześcijańskiego. W szczególności: 1. Nie osądzać, nie oceniać, ale zrozumieć; 2. Słuchać, aby usłyszeć prawdę; 3. Znaleźć punkty, w których można ufać i dzielić się; 4. Prawda jest od Boga i trzeba o nią prosić, prosić o przebaczenie i przebaczać… Aby się w czymś porozumieć, musi być DIALOG… I wiele innych rzeczy, które dzięki łasce Bożej są również w ruchu Spotkań Małżeńskich. To jest świetne. One stają się silniejsze w modlitwie i cierpliwości. Jak metal w ręce kowala: raz ciepło ognia (miłość), raz zimna woda (rzeczywistość życia świata). Z Bogiem do Zwycięstwa!

 

*  Ojciec Ivan Hunia w latach 80., jeszcze przed uzyskaniem przez Ukrainę niepodległości, podczas służby w armii sowieckiej został wysłany na wojnę do Afganistanu. “Afgańczycy” to mężczyźni różnych narodowości я byłego ZSRR, którzy walczyli na wojnie w Afganistanie.

 

Modlitwa Jana Pawła II o pokój

Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.

Usłysz krzyk wszystkich Twoich dzieci, udręczone błaganie całej ludzkości. Niech już nie będzie więcej wojny – złej przygody, z której nie ma odwrotu, niech już nie będzie więcej wojny – kłębowiska walki i przemocy. Spraw, niech ustanie wojna, która zagraża Twoim stworzeniom na niebie, na ziemi i w morzu.

Z Maryją, Matką Jezusa i naszą, błagamy Cię, przemów do serc ludzi odpowiedzialnych za losy narodów. Zniszcz logikę odwetów i zemsty, a poddaj przez Ducha Świętego nowe rozwiązania wielkoduszne i szlachetne, w dialogu i cierpliwym wyczekiwaniu – bardziej owocne niż gwałtowne działania wojenne.

Ojcze, obdarz nasze czasy dniami pokoju. Niech już nie będzie więcej wojny. Amen.

Niech Bóg błogosławi Ukrainę i nas wszystkich

 

Świadectwa uczestników

Poniższe wypowiedzi to nieautoryzowany zapis z dzielenia się uczestników tego spotkania. Dlatego niektóre zacytowane wypowiedzi mogą być niepełne, a niektóre zdania urwane. Dokonano tylko nieznacznej redakcji.

Podjąłem postanowienie, by nie oceniać. Teraz trudno mi odpowiedzieć na pytanie „czy mogę zabić wroga”. Również, gdy wróg poddaje się, jest  nieuzbrojony, muszę  być dobry dla niego. Kieruję się słowami Jezusa: „Przebacz im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią”. Trzeba nieść miłość Boga także nieprzyjaciołom.

Dla mnie miłość do nieprzyjaciół jest trudna, ale praktykuję posłuszeństwo i dużo się modlę, bo Bóg może mi pomóc w miłości. Jestem silny tylko z Tym, który jest silny, który mnie umacnia. Tym kimś jest Jezus. Trudno mi sobie wyobrazić, jak zachowałbym się w sytuacjach krytycznych, ale chcę żyć zgodnie z zasadami dialogu.

Pamiętam mój pobyt w Medziugorju, kiedy czułem wielką miłość Boga. I teraz przypominam sobie uczucia, które wtedy miałem. Każdy potrzebuje usłyszeć, że ktoś go kocha. I tak samo jest z naszym wrogiem.

Przypominam sobie nasze doświadczenie, gdy mieszkali u nas ludzie z Ługańska. Było to doświadczenie dialogu z niewierzącymi, a teraz mamy u siebie starszych ludzi z Mariupola. Uczymy się prowadzić dialog z ludźmi, którzy są od nas inni. Kiedy mówimy, widzimy, że nas nie rozumieją. A kiedy oni mówią i my ich słuchamy, możemy ich lepiej zrozumieć.

Dla mnie miłowanie nieprzyjaciół to zdecydowanie NIE nienawiść. Miłość buduje, a nienawiść niszczy. Nie potrafię nienawidzić, a społeczność programistów pomaga mi w tym, zwłaszcza gdy staram się przestrzegać zasad dialogu – przede wszystkim słuchania.

Łatwiej mi mówić, bo jestem w domu. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym był na okupowanym terytorium. Nie jestem pewien, czy potrafiłbym modlić się za moich wrogów, gdybym był w niebezpieczeństwie. Rozumiem, że jestem słaby, więc proszę Boga, aby pomógł mi modlić się za moich wrogów, nawet jeśli znajdę się na terytorium wroga

Nie chcę mówić o moich obecnych wrogach, ale przypominam sobie innych wrogów, których miałam w życiu (zgwałcona dziewczyna) i pamiętam słowa Jezusa w ogrodzie Getsemani o godzinie ciemności, o Maryi stojącej przy krzyżu, nie mogącej nic zrobić, by ulżyć cierpieniu. Uczę się przeżywać cierpienie… Widzę, jak Bóg wylewa łaskę tam, gdzie był grzech… Teraz modlę się za moich wrogów. Współczuję tym ludziom, którzy zostali wykorzystani, by uczynić ich naszymi wrogami. Chcę słuchać Boga, co powie do mnie w tych dniach.

Kiedy zaczynam radzić sobie z własnymi wadami, zaczynam trochę lepiej rozumieć innych. To, co oznacza dla mnie miłość do nieprzyjaciół, to to, że nie strzelałbym do więźniów, dałbym im jedzenie i odszedłbym, i tyle. Natomiast mój stosunek do naszych obecnych wrogów jest jednoznaczny, niestety nie czuję nic poza nienawiścią. Nie dzielę Rosjan na dobrych i złych… Nie jestem gotów im teraz wybaczyć… Uważam, że muszą pokutować, jak łotr na krzyżu… I dopóki nie odpokutują, nie wybaczam im…

Myślę o tym, jakie powinny być moje czyny, gdy mówię, że kocham. Dla mnie miłość to nie uczucie, ale działanie… Jedyne, co mogę teraz zrobić, to modlić się za moich wrogów. Jednak mam w sobie wiele złości, jeśli nie nienawiści, to na pewno gniewu. Uważam, że ten temat wymaga wysokiego rozwoju duchowego. Dla mnie hierarchią jest miłość do siebie, miłość do bliźniego, a następnie miłość do nieprzyjaciół.

Dla mnie to wezwanie Jezusa oznacza, że musimy się za nich modlić. Gdyby nasi wrogowie nauczyli się kochać, gdyby poznali Bożą miłość, zdaliby sobie sprawę ze zła, które czynią. Dlatego musimy się za nich modlić o ich nawrócenie.

Dla mnie te słowa Jezusa oznaczają, aby nie osądzać moich wrogów, ale w praktyce uciekam od odpowiedzi na to pytanie. Jak Jonasz chowam się przed wojną, nie słucham, nie czytam i nie oglądam wiadomości, bo nie jestem pewien, czy poradzę sobie z uczuciami… Zasady dialogu pomogły nam znaleźć wspólny język jeszcze w 2014 roku, kiedy zaczęła się wojna na wschodzie. Miałem wtedy doświadczenie św. Piotra. Nie jestem pewien, czy potrafię pokutować…

Nie mam nienawiści do wrogów, ale są ludzie, do których czuję wrogość. Nie życzę im krzywdy, staram się wybaczyć. Bóg ich osądzi, nie chcę się na tych ludziach mścić.

Zasady dialogu pomogły mi zachować spokój i uniknąć konfliktów.

Trudno mi było słuchać tego tematu. Nie potrafię kochać swoich wrogów i proszę Boga, aby zabrał ode mnie tę nienawiść. Moi wrogowie są moją wielką walką. Modlę się za nich, aby Bóg otworzył ich oczy i uszy oraz napełnił ich serca.

Nasza wspólnota podtrzymywała nas na duchu, a wiara w Boga pomagała nam.

Wojna jest wyzwaniem i potwierdzeniem wiary. Możesz stracić wiarę, a wewnętrzny wróg wchodzi do twojego serca. Kiedy wpuszczasz Boga do swojego serca, wypełniasz swoje serce miłością. We wspólnocie masz przykład, bierzesz na siebie cudzy ból. Trudno jest być prawdziwym chrześcijaninem, znaleźć tę siłę, być w dialogu ze sobą, innymi ludźmi i Bogiem. Jezus jest dla mnie przykładem. Na krzyżu potrafił przebaczyć swoim wrogom. Kiedy ma się Boga w sercu, łatwiej jest przebaczyć i pokonać zło!

Ważne jest, aby zło nie ciągnęło nas w dół i nie krzywdziło, abyśmy sami nie produkowali zła. Modlę się za moich wrogów. Pomagają zasady dialogu: kochać wroga to przede wszystkim przebaczać!

Szczęśliwi nie obrażają się. Wrogowie mają wielki ból. Bóg chce miłości dla swoich przestępców. Chciałem wziąć do ręki broń. Ważne jest, by samemu nie ulec satanizacji i zachować w sobie miłość. Modlę się za moich wrogów, za Putina. Jest przebaczenie, gdy modlisz się za swoich wrogów. Człowiek jest dobry, bo jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Bożą sprawą jest sądzić, a moją jest naśladować Chrystusa, kochać i przebaczać wrogom, którzy myślą inaczej niż ty. Módlcie się i ogarniajcie sercem każdego żołnierza!

Czuję się niezrozumiany i urażony. Panie, pomóż mi zdać ten egzamin i nie nasycać się złem. Jesteśmy tym, czym jesteśmy wypełnieni. Próbujemy dawać miłość, modlić się, to przynosi ulgę, nie czujemy się samotni. Jednak nie jestem jeszcze gotowy na przebaczenie nieprzyjaciołom.

Miłość do nieprzyjaciół to moje zrozumienie, że nie można zła pokonać złem, tylko dobrem.

Wrogowie są nie tylko zewnętrzni, mamy do czynienia również z wrogami wewnętrznymi. Trudno jest kochać, gdy czuje się wściekłość i złość. Niech Pan przebaczy wrogom, a Siły Zbrojne Ukrainy niech pomogą wrogom spotkać Pana! Nie ma przebaczenia bez pokuty. Dialog pomaga, staram się bardziej słuchać i rozumieć.

Zaprosiliśmy Jezusa do naszej rodziny, modliliśmy się i prosiliśmy o Jego ochronę. Są żołnierze w modlitwie i żołnierze na froncie. To nam pomaga. Nie wiedzieliśmy co robić z paniki i strachu, a modlitwa nas uratowała. Modlimy się o nawrócenie i przebaczenie dla  naszych wrogów!

Oddajcie Bogu to, co należy do Boga. Bóg jest sędzią wrogów. My walczymy i robimy co możemy!

Dla mnie miłowanie nieprzyjaciół oznacza pokonanie lęku przed śmiercią i powierzenie się Bogu. Śmierć Jezusa trwała tylko jeden dzień. Nie potrzeba wiele mądrości, aby doznać śmierci. Zmartwychwstanie jest na zawsze. Zmartwychwstać może tylko mistrz życia, dla którego śmierć jest tylko drobiazgiem.

Kochać może tylko ten, kto jest przepełniony miłością.

Miłość przychodzi przez słuchanie, przez dialog, przez zrozumienie.

Nie należy tylko kochać swoich wrogów. To jest bolesne. Nie czuję nienawiści do moich wrogów, ale czuję niezrozumienie i odrzucenie. Chcę ich zaakceptować, zrozumieć ich stanowisko, wysłuchać ich, jeśli mam okazję i szansę, i chcę, żeby się nawrócili i pokutowali, żeby mogli żyć w pokoju i miłości ze sobą i całym światem. Najważniejsze dla mnie to nie obwiniać innych, ale zająć się sobą, swoimi uczuciami, wysłuchać, zrozumieć i przebaczyć!

Życie to walka, ale według sprawiedliwych zasad. Złość wobec wrogów jest naturalnym uczuciem i nieodłącznym elementem człowieka. Uczucia są nieprzyjemne, ponieważ Rosjanie łamią zasady i źle nas traktują. Możemy tylko robić co w naszej mocy i polegać na Bożej sprawiedliwości i miłosierdziu. Dla mnie miłowanie nieprzyjaciół oznacza dawanie im szansy na poprawę i modlenie się za nich.

Uświadomiliśmy sobie, że musimy szukać PRAWDY. Nie zawsze jest ona widoczna na powierzchni i nie zawsze jest oczywista. Prawda musi być studiowana jak Biblia, fakty muszą być zestawiane, źródła muszą być badane, a ilość otrzymywanych informacji musi być zwiększana, aby nie pozwolić sobie na zwodzenie w sposób, w jaki robili to ludzie, którzy stali się naszymi wrogami.

Uświadomiliśmy sobie, że nie powinniśmy utożsamiać zła ze wszystkimi ludźmi należącymi do pewnych grup, społeczeństw i państw. Tak, zło może być zbiorowe, ale nie możemy powiedzieć z całą pewnością, że wszyscy ludzie mieszkający w kraju-agresorze są beznadziejni. Nie są nimi również wszyscy nasi wrogowie. Każdy jest osobiście odpowiedzialny za swoje czyny.

Ważne jest, aby jasno zrozumieć, co jest złem, a co narzędziem w rękach zła. Na przykład język może być środkiem komunikacji, edukacji, przyjaźni i współpracy, ale w rękach zła staje się środkiem separacji i nienawiści.

Bardzo trudno jest kochać swoich wrogów w czasie wojny. Mieszkamy w Kijowie, nigdzie nie podróżowaliśmy. To bardzo przerażające – nie potrafię tego wyrazić słowami, to bardzo boli. Żyjemy jakby w innej rzeczywistości. Dużo pracujemy jako wolontariusze. Stopniowo odnawiane są domy – ludzi nie da się przywrócić. Modlimy się, wyznajemy. Nie mogę modlić się za wrogów. Teoretycznie można kochać, praktycznie jest to teraz dla mnie niemożliwe. Nie wiem, czy kiedykolwiek to zaakceptuję.

„Niech Bóg im wybaczy, nie wiedzą, co czynią”. Przebaczenie naszym wrogom będzie możliwe dopiero po pokoleniu, po 50 latach lub więcej, kiedy poproszą o przebaczenie, kiedy przyjdą inne pokolenia. Nie teraz.

Miłowanie wrogów wymaga czasu. Teraz Bóg dał okoliczności i czas wojny, więc z pewnością chce, abyśmy się zmienili. Bo jednak miłość zwycięża wszystko. Ucz się kochać. Bez względu na to, jak trudna jest sytuacja, odpowiadaj dobrem za zło. I to jest wielką wartością , aby tak czynić. To jest szkoła miłości. W ten sposób się doskonalimy i we wszystkim widzimy Bożą rękę.

Aby pokochać kogoś w takiej sytuacji teraz, w czasie wojny, pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić, to pokochać siebie, zaakceptować swoje uczucia, strach, nienawiść… Nie przestawać  być chrześcijaninem.   Znaleźć  miłość w sercu. Trudno żyć zwyczajnym życiem.  pokonuję nieprzyjemne uczucia, uczę się wybaczać. Ale aby modlić się za wrogów, język nie wraca.

Tak jak życia małżeńskiego nie można zawiesić,  tak i życie chrześcijańskie nie może stać w miejscu. Dla mnie pierwszą rzeczą, aby kochać wrogów, jest nie życzyć im krzywdy. Nie wiem, co jest dla nich dobre, więc trudno życzyć sobie dobra, może dobrze by było, gdyby wymarli. Podczas wojny jest więcej nieprzyjemnych uczuć. Przede wszystkim staram się zrozumieć dlaczego powstają trudne uczucia. Staram się pielęgnować uczucia przyjemne .

Trudno mi powiedzieć, jak mam miłować nieprzyjaciół. Od wieków niszczą naszą Ukrainę. Zostawiam ich w rękach Boga.   W rozmowie z Bogiem modlę się psalmami, aby uwolnić moje trudne uczucia.

Kochać wrogów to modlić się za nich. To życzyć im sprawiedliwego procesu i ukarania, ale w tym procesie polegać na woli Bożej.

Każdy z nas patrzy na swoich wrogów na swój własny sposób. Od pierwszych dni wojny nie umiałem  modlić się za nieprzyjaciół. Nie byłbym w stanie  nawet powiedzieć takich słów, widząc, co robią ci nie-ludzie. Z czasem zacząłem zostawiać wszystko w rękach Boga. Modlę się za naszych żołnierzy, za Ojczyznę i pokój. Wojna ma wysoką cenę. Ale nie jestem jeszcze gotowy, by modlić się za swoich wrogów.

Nasza historia z Polakami też miała ciemne plamy. Czas minął, nowe  pokolenia prosiły o wybaczenie i wybaczały. W relacjach z Rosjanami musi upłynąć jeszcze wiele czasu, aby stało się to możliwe.

Po ludzku niewiarygodnie trudno jest przebaczyć naszym wrogom, teraz wszystko boli i krwawi. Musimy przejść przez te straszne próby. Muszę nauczyć się przebaczać i oddać Bogu  wszystkie wątpliwości, wszystko to, z czym nie mogę sobie poradzić.

Moim wrogiem jest też każda osoba, która mnie wkurza. Moja miłość do wrogów zależy od tego, jak blisko jestem Boga. Muszę się modlić i nie popełniać złych czynów jak oni. Czas jest najlepszym lekarzem.

Miłość nieprzyjaciół to już szczyt, zacznijcie od małych kroków z najbliższymi. Rób małe plany, małe kroki na każdy dzień i oddaj wszystko w ręce Boga. Jedną rzeczą jest wiedzieć – inną praktyka. To powinno zająć trochę czasu, a wygładzi głębokie rany.

Złość jako emocja jest normalna. Bo kiedy na   oczach dzieci  zabija się lrodziców, gwałci, to jak można wybaczyć, pokochać wrogów – takie potwory? Po ludzku to niemożliwe, nawet nie wypada, wobec tych, którzy nas bronili, i którzy za nas zginęli. Nawet  nie wypada, kiedy my tu jesteśmy w warunkach cieplarnianych. A tyle poranionych ludzi, rodzin, pokoleń – nieopisany krzyk i ból. Wtedy chcę zawołać: „Boże mój, gdzie jesteś? Dlaczego nas opuściłeś?” Jak mówił  ojciec Iwan.  To tyle, dalej jest bariera. Sam nie mogę nic zrobić, nie mogę nic zmienić. Zostaje mi nadzieja Boża i prośba w modlitwie: Boże weź to ode mnie.

Słuchając wprowadzenia, doświadczyłam i zrozumiałam, jak głęboki musi być dialog z Bogiem, aby zaufać i przyjąć Jego wolę, przebaczyć i pokochać nieprzyjaciół. Uczucia bólu, nienawiści, strachu i złości ustępują i znikają, gdy przyjmuję Jezusa do swojego życia i otwieram przed Nim swoje serce. Wtedy to już nie ja, ale Pan działa. Jego miłość i miłosierdzie są większe niż wszystko.

Kto jest moim wrogiem? Mam dwojakie odczucia. Oprócz wrogów widocznych, o nastawieniu separatystycznym czasami, miałem często wrogów wewnętrznych. Były uczucia oburzenia, gniewu i irytacji. Była niezaspokojona potrzeba bezpieczeństwa, była obawa, że ten „ruski świat” („ruski mir”) przyjdzie także do mojego domu we Lwowie.

Jak można kochać, gdy sąsiadka, z którą mieszka się od wielu lat, okazuje się separatystką i ciągle czeka na „ruski mir” oraz gotowa jest donieść wrogom pozycje naszych wojsk? Z czasem dochodzi się do zrozumienia, że od takich sąsiadów nigdy się nie uwolnimy i że musimy z tym żyć. Kiedy do Dniepru przyjeżdżali uchodźcy, którzy nie mieli nic, byliśmy gotowi do pomocy. Kiedy jednak niektórzy z nich przychodzili i życzyli „Żeby się wam co stało, bo przez was jesteśmy bombardowani”, pojawiało się pytanie: czy takim ludziom należy pomagać? To była próba dialogu i miłości. Daliśmy im wszystko, czego potrzebowali i chcieliśmy, żeby zobaczyli, że nie jesteśmy tacy jak oni.

Wróg to ktoś, kto chce twojej śmierci. Tak było również w przypadku Jezusa. Wiedział, że odejdzie z tego świata, że zostanie zdradzony, ale martwił się o to, z kim zostaną jego uczniowie. Jeśli popadniesz w nienawiść i zło, to w tym życiu nic się nie zmieni. Miłość  sprawia, że nie  popadamy w zło i nienawiść, ale budujemy w ludziach nową nadzieję. Miłość jest działaniem. Jesteśmy gotowi dać swój chleb. Moskale przyszli, aby nas zniszczyć i odebrać nam życie. Dialog pomaga w przeżywaniu różnych uczuć w czasie wojny.

Od początku wojny uczucia rozwijały się w tej kolejności złość – gniew – nienawiść. Ale zasady dialogu pomogły nam przezwyciężyć tę złość.

Jesteśmy pewni, że zwyciężymy i potrzebujemy ludzi pokoju, aby nieść ducha życia.  Nie mam w sobie nienawiści i złości. Prosiłem Pana, aby zachował mnie od strachu i dał mi siłę, aby wszystko znieść. Trudno jest kochać naszych wrogów, ale musimy się za nich modlić. Nie powinniśmy zapominać o naszych żołnierzach, powinniśmy się za nich modlić i ich błogosławić.

Jeśli tak Chrystus rozumie miłość, to ja też powinienem ją tak rozumieć. Miłość jest piękna, wdzięczna i zbudowana na zasadach dialogu.   Misją Ukraińców jest zwyciężyć i powstrzymać zło.

 

KILKA SŁÓW NA ZAKOŃCZENIE

Irena i Jerzy Grzybowscy

 

Z wielkim wzruszeniem czytaliśmy zarówno wprowadzenia do dialogu – Marty i Andrieja, o. Iwana, s. Chrystofory i Erotei, jak i wszystkie świadectwa uczestników tego bardzo szczególnego spotkania. Z tych wypowiedzi tchnie postawa dialogu jako drogi życia wewnętrznego, jako drogi duchowości, a w ślad za tym postawy życiowej. Także z tych, które zostały wypowiedziane podczas dzielenia się. Świadectwem dialogu jako drogi są zarówno słowa tych osób, które miłość nieprzyjaciół mają już zaszczepioną w sercach, jak i tych, którym trudno pozbyć się nienawiści, ale proszą Boga, by uleczył ich zranienia, i by dał im czas na dojrzenie do przebaczenia. Wszyscy jesteśmy w drodze. Różne są Wasze doświadczenia. Ale nie mamy wątpliwości, że dobry Bóg wszystkich Was obejmuje z wielką miłością i zrozumieniem. Także wtedy, gdy z bronią w ręku bronicie Ojczyzny, a na zapleczu wpieracie jej obrońców.

Do wielu słów Jezusa i Apostołów, jakie rozważane były podczas spotkania, dodajmy na zakończenie doświadczanie Hioba. Dotknięty niezwykłymi nieszczęściami zaczyna od pretensji do Boga, a kończy zawierzeniem Jemu swojego życia i bliską więzią z Nim. Bóg nagradza ostateczne zaufanie Mu bliską relacją z sobą samym. Przywrócenie Hiobowi szczęścia na ziemi jest swego rodzaju metaforą szczęścia, jakim jest bezpośrednia relacja z Bogiem.

W co najmniej kilku wypowiedziach podczas dzielenia się zauważyliśmy zapis podobnych doświadczeń. Zawierzenie Panu Bogu podczas dramatu, jaki przeżywacie na Ukrainie, zaowocowało rozpoznaniem na nowo, odkryciem na nowo, więzi z Nim. Nie jest ważne – powiedział ktoś z Was – cierpienie jakiego tu doznajemy, ważne jest rozpoznanie bliskości Boga i perspektywy wieczności. Tego rodzaju powierzenie się Bogu nie jest oznaką słabości, czy bezradności, ale znakiem przyjęcia mocy otrzymanej z Wysoka.

Tej drogi rozpoznawania Boga i doświadczania bliskiej więzi z Nim, pomimo dramatycznych doświadczeń, a nawet dzięki tym doświadczeniom, życzymy Wam wszystkim – i sobie też. A zasady dialogu, które kiedyś nazwaliśmy Bożymi darami na trudne czasy, niech Was i nas w tym wspierają!